wtorek, 23 listopada 2010


Wtorek 23.11.2010.

Trochę zmęczony jestem, więc nie wiem jak wyjdzie dzisiaj to pisanie. Cały dzień w pracy. Chociaż na brak refleksji nie narzekam, najgorsze jest, że zapominam wieczorem o czym rozmyślałem przez cały dzień. No tak, lustra. W naszej pracy jest winda. Winda ze ścianami z luster. No i dzisiaj rankiem, kiedy mamy w zwyczaju roznosić dla naszych rezydentów śniadanie na tackach, spojrzałem na swoje odbicia w tych lustrach. To bardzo dziwne uczucie. Przynajmniej dla mnie, zobaczyć siebie z tyłu i z boku. Tak jakbym patrzył na obcego sobie człowieka. No, bo przecież naturalnie na siebie nigdy tak nie patrzę. Z boku, z profilu. Dość długi nos. Czoło z zaznaczoną, wypukłą częścią, gdzie mieszczą się zatoki nosowe. Prawe oko lekko podpuchnięte. Górna warga ust dominująca nad dolną. Broda jakby lekko zawstydzona, schowana. Czy to ja? Przerzedzają mi się włosy na czubku głowy. Łysieję. A kiedyś miałem takie gęste włosy. W wieku pięciu lat często mylono mnie z dziewczynką. Miałem włosy do ramion. Z tyłu zarys głowy zupełnie już obcy, szerokie ramiona, lekko przygarbione. To naprawdę dziwne uczucie. Jakby ten ktoś szedł przede mną, a ja ciągle za nim. Jakbym go nie znał, ale też znał go jakoś. I to wszystko przez lustra. Kto wymyślił lustro? Bóg czy diabeł? Kto chciał byśmy mogli się oglądać. Może my sami. Tylko dlaczego wtedy tacy sobie jesteśmy obcy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz