wtorek, 30 listopada 2010


Jeden dzień mi uciekł 30.11.2010.

Rzeczywiście jeden dzień mi uciekł. Miałem napisać wczoraj, ale... Rozmowa z Przyjacielem na skypie się przeciągnęła do późna i już nie miałem sumienia siadać do komputera, a tym bardziej pisać. Rozmowa to rzecz zachodu warta. Na studiach zwrócił na to moją uwagę sam profesor Tischner. Właściwie to chodziło o spotkanie, ale przecież w rozmowie też można kogoś spotkać, prawda? Otóż w jednej ze swoich książek profesor pisał, że prawdziwe spotkanie, jest zupełnie czymś innym niż zetknięcie się ze sobą dwóch jednostek ludzkich. Czymś innym niż mijanie się na ulicy. Spotkanie – pisał – zmienia. Wnętrze człowieka po spotkaniu staje się pełniejsze, bardziej otwarte, żywe. Wielu z nas to czuje. W pracy „spotykamy” wiele osób. Rozmawiamy, żartujemy, śmiejemy się. Ale czy rzeczywiście spotykamy tam kogokolwiek? A przyjaciel? Ukochana? Wystarczy, że zadzwoni, wyatrczy, że wróci do domu z siatkami zakupów, a już serce drży. Widok Ukochanej napełnia pokojem. Radością. Jakimś pełnym pokoju podnieceniem, bo oto już jest. Spotkanie musi być z konieczności utkane z czasu, wierności i jakiegoś zachwytu. Jego brzegi obszyte są szacunkiem. Tak też spotkać znaczy naprawdę wiele.

Czuję że jesteś żywa

masz oczy i dłonie

na twoim udzie blizna

i usta masz jak karmel

we włosach twoich szepta Bóg ukryty

więc zapalę świeczkę w kaplicy

zapalę kadzidło

na targu kupię bukiet tulipanów

otworzę drzwi ze starą klamką

bo nasz dom jak stuletni dąb

a ty ogniem płoniesz w palenisku

bez którego byłbym szary i martwy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz