poniedziałek, 22 listopada 2010


Niedziela 21.11.2010.

Dzisiaj niedziela pracująca. Jakże śmiesznie to brzmi dla człowieka, który wzrastał w Polsce w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Były kiedyś soboty pracujące, ale niedziele. Kto to słyszał. Chleb się kupowało w sobotę wczesnym rankiem na sobotę i niedzielę. Czasem nawet już w piątek w nocy. Mowy nie było, żeby sklep otwarty zobaczyć w sobotę po czternastej. Cisza handlowa i kwita. Każdy musiał zdążyć z zakupami. Tak samo gazety. Kurier, dzienniczek, gazeta. Trybuny u nas w domu się nie czytało z zasady. Ale też nie można jej było dostać w niedzielę. A teraz my musimy pracować w pierwszy dzień po szabacie. Nie ma się co skarżyć. Taka praca i takie czasy. Chociaż chciałoby się powiedzieć O tempora o mores! W totka też nie wygrałem. Tego angielskiego totka. Dostaliśmy kartkę świąteczną z Polski i stoi teraz na moim improwizowanym biurku. Młody jelonek na wzgórzu, ośnieżonym oczywiście zerka w stronę świętego Mikołaja. I rzeczywiście jest to święty Mikołaj, a nie Gwiazdor z reklamy Coli. Chociaż i tamten mi nie przeszkadza, bo i czemu miałby. No i ten święty ma biskupią mitrę i laskę – pastorał. Właściwie to jest dosyć daleko i trudno coś więcej o nim powiedzieć. No, brodę siwą ma na pewno. Wydaje się, że macha do jelonka. Zatem zbliżają się święta. Kolejne nasze, zagraniczne. Kiedyś by powiedzieli emigracyjne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz