czwartek, 30 grudnia 2010


Na koniec roku


i trudno uwierzyć że to znowu koniec

powieki grudnia domkną się same

w mgielnym deszczu włosy nam srebrnieją

niecierpliwych żali bursztynny różaniec

ledwo rumianych nadziei koronka

może sam anioł na wstążce błękitnej

spłynie lekko nad wierzbowy strumień

pogładzi kanty skroni marmurowych

w kieliszki wszepcze złote kryształki wspomnień

jakby od niechcenia lekko mrużąc oczy

upuści na stół po kruszynce chałwy

rozpali węgle w kominku ceglanym

latarnie wywiesi przed drzwiami na ganku

i wciąż dzwonią dzwony na wieży

za żadne skarby objaśniać ich nie wolno






niedziela, 19 grudnia 2010


Uważnie


uważnie przechodzę przez ten zimny strumień

kamienie są ślizgie milczące cierpliwe

złote pstrągi strzelają spod stóp

porosty jak ciemnozielone flagi ognia

furkoczą włoskie kantaty wprost w oko boga


śnieżobiała tunika nie pozwala upaść

wieczyste księgi praw zawodzenie zelotów

idee kwadratów trójkątów kół

czysty rozum byt istniejący bez przyczyny

doskonały duch bez rumieńców i oczu


ale przychodzi też częściej święty starzec

prorok w płaszczu z pękających kiści winogron

wpatrzony we mnie szarym i zielonym okiem

moczy stopy i karmi pstrągi okruchami parmezana

pucułowata rumiana twarz ma bliznę uśmiechu







sobota, 18 grudnia 2010

Chris Rea : Driving Home For Christmas

To nasze czwarte święta Bożego Narodzenia za granicą. Kto wie, może na następne też będziemy jechać samochodem do domu, do naszej ziemi świętej z tysiącem wspomnień. Ukłon w stronę mojego ulubieńca - Chris Rea

Znowu zima


u nas znowu zima jak w kraju

polski wydaje się śnieg i sosny

trochę tylko niebo nad lasem

jak muzyka Oldfielda


za tydzień Wigilia Bożego Narodzenia

bo u nas zawsze Wigilia jest najważniejsza

i gdyby Jezusek to wiedział

na pewno urodziłby się w Wigilię


mamy już kwaszoną kapustę z Niemiec

nadziewane pierniki w czekoladzie

dwie paczuszki gdyby zbrakło

suszone grzyby od przyjaciół w lnianej torebce


tylko teraz jeszcze umyślona pasterka

opłatków nakładziemy w wiklinowy koszyk na stole

na pół fałszywie śpiewana kolęda,

że Bóg się rodzi a więc wszystko się ułoży

sobota, 11 grudnia 2010


Sobota 11.12.2010.

Dziś z Psalmów. Psalm 1. Biblia Tysiąclecia, wyd.III

Szczęśliwy mąż,

który nie idzie za radą występnych,

nie wchodzi na drogę grzeszników,

i nie siada w kole szyderców,

lecz ma upodobanie w Prawie Pana,

nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.

Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,

które wydaje owoc w swoim czasie,

a liście jego nie więdną,

co uczyni pomyślnie wypada.


Nie tak występni, nie tak:

są oni jak plewa, którą wiatr rozmiata.

Toteż występni nie ostoją się na sądzie,

ani grzesznicy – w zgromadzeniu sprawiedliwych,

bo Pan uznaję drogę sprawiedliwych,

a droga wyśtępnych zaginie.

Zdawało mi się już dawno, że kluczem do zrozumienia tego Psalmu, jest to Prawo Boga. I nic mi innego do głowy nie przychodzi, jak tylko to, że Prawo to musi być Duszą naszej duszy, Sercem naszego serca. Gdy stajemy się tymi, którymi w głębi serca zawsze pragnęliśmy być, rozważamy Prawo. Kiedy przychodzi nasz czas dajemy nasz, jedyny w swoim rodzaju owoc. Jego smak, miąższ, zapach, kolor, kształt, nawet ciężar są niepowtarzalne. Będzie on trwał i trwał.


czwartek, 9 grudnia 2010

Elton John - Circle Of Life (High Quality)

Właściwie zawsze chciałem uchylić czoła przed Eltonem Johnem. Teraz mam tę możliwość na moim blogu. Jest wielkiej miary poetą i muzykiem.

Na dziś wieczór

Dla mojej Duszki cudny fragment z Pieśni nad pieśniami


O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja

jaka piękna!

Oczy twe ja gołębice

za twoją zasłoną[...]

Piersi twe jak dwoje koźląt,

bliźniąt gazeli,

co pasą się pośród lilii

Nim wiatr wieczorny powieje

i znikną cienie,

pójdę ku górze mirry,

ku pagórkowi kadzidła[...]

oczarowałaś me serce

jednym spojrzeniem twych oczu,

jednym paciorkiem twych naszyjników...

o ileż słodsza jest miłość twoja od wina,

a zapach olejków twych nad wszystkie balsamy!

Miodem najświeższym ociekają wargi twe, oblubienico,

miód i mleko pod twoim językiem,

a zapach twoich szat,

jak woń Libanu[...]

Pędy twe – granatów gaj,

z owocem wybornym kwiaty henny i nardu

nard i szafran, wonna trzcina i cynamon,

i wszelkie drzewa żywiczne,

mirra i aloes i wszystkie najprzedniejsze balsamy,

Tyś źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych

spływających z Libanu.

No i niech ktoś powie, że w Biblii nie ma erotyki...

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Peter Gabriel & Kate Bush -Don't Give Up

Jeden z najpiękniejszych duetów, zupełnie przed "dobranoc" dla wszystkich, którym dzisiejszy poniedziałek dał się dobrze we znaki.

niedziela, 5 grudnia 2010


Jeszcze trochę o indywiduacji

Wczoraj wieczorem znalazłem kolejny ważny fragment dotyczący procesu indywiduacji. Autorstwo pani von Franz. Dotyczy pozycji animy w męskiej psychice. Anima jest w psychologii Junga żeńską częścią duszy, której męskim odpowiednikiem jest animus.

W swej własnej manifestacji, charakter męskiej animy jest z zasady ukształtowany przez jego matkę. Jeśli czuje on, że matka miała na niego negatywny wpływ, jego anima będzie często wyrażać się w nerwowości, depresyjnym nastroju, niepewności, braku poczucia bezpieczeństwa i przewrażliwieniu. (Jeśli jednakże mężczyzna będzie zdolny przezwyciężyć napaści na siebie owych negatywnych emocji, będą one mogły służyć nawet wzmacnianiu jego męskości) [...]

Jak w praktyce możemy rozumieć rolę animy jako przewodnika po wewnętrznym świecie [kiedy przyjmuje ona pozytywny przejaw]? Ta pozytywna funkcja pojawia się, kiedy mążczyzna weźmie na serio uczucia, nastroje, oczekiwania, i fantazje wysłane przez jego animę. Kiedy upora się z nimi, wyrażając je w jakichś formach, na przykład w pisaniu, malowaniu, rzeźbie, muzycznej kompozycji czy tańcu. Kiedy będzie on pracował nad tym cierpliwie i powoli, inne, jeszcze głębsze nieświadome pokłady wytrysną z jego głębi i połączą się z wcześniejszymi zasobami. Po ubraniu owych fantazji w konkretną formę, musi być ona etycznie i intelektualnie przeegzaminowana, przy jednoczesnej ocenie reakcji uczuć. Jest także zasadnicze i nieodzowne, by rozpoznawać tę formę jako absolutnie realną. Nie może być cienia wątpliwości, że są to „tylko fantazje”. Jeśli postawa ta jest praktykowana przez długi czas, proces indywiduacji stopniowo przybieże pojedynczą realność i będzie mógł się rozwinąć w swoją prawdziwą formę [...]

Tylko bolesna (chociaż zasadniczo prosta) dezyzja, wzięcia przez człowieka na serio jego fantazji i nastrojów, może na tym etapie zapobiec kompletnej stagnacji w wewnętrznym procesie indywiduacji. Na tej jedynie drodze może człowiek odkryć co ta postać (anima) oznacza jako wewnętrzna rzeczywistość. W ten sposób zatem anima stanie się raz jeszcze tym, czym na początku była – wewnętrzną kobietą, która przekazuje człowiekowi życiowej rangi wiadomości Self.

czwartek, 2 grudnia 2010


Trochę o procesie indywiduacji

Dziś kolejny fragment ze zbiorku Man and his symbols pod redakcją C.G. Junga. Tym razem autorstwa jednej z jego studentek, a później współpracowniczek pani doktor von Franz. Uważała ona, że proces ten zazwyczaj rozpoczyna się od kryzysu, jakiegoś cierpienia wewnętrznego, bolesnej nudy, która odziera człowieka z jego naturalnej wydawałoby się pogody ducha. Zobaczmy jak ona to przedstawia. Oczywiście we fragmencie. Mam nadzieję, że rzuci on nieco światła na nasz ludzki rozwój. Fragment jest nieco dłuższy niż zazwyczaj, a więc cierpliwości :-)...

Rzeczywisty proces indywiduacji... z zasady rozpoczyna się zranieniem osobowości i towarzyszącemu temu cierpieniu. Jest to inicjacyjny szok w znaczeniu swego rodzaju „wezwania”, chociaż nie często jest rozpoznawany jako taki właśnie. Ludzkie ego przeciwnie, czuje się skrępowane w swojej woli i popędach i zazwyczaj projektuje swoje wewnętrzne przeszkody na jakieś rzeczywistości zewnętrzne. Wtedy to ego oskarża Boga, sytuację ekonomiczną, szefa albo partnera o bycie odpowiedzialnym za owo skrępowanie.

Czasem zdaża się, iż na zewnątrz wszystko wygląda w porządku, ale pod powierzchnią osoba ta cierpi na śmiertelną nudę, która powoduje, że wszystko wydaje się puste i bez znaczenia. Wiele bajek i mitów symbolicznie opisuje ten początkowy, inicjacyjny etap w procesie indywiduacji, jako historię, w której król zachorował albo się zestarzał. Inne podobne wzorce fantastycznych historii mówią między innymi, że: królewska para jest bespłodna albo, że potwór porwał wszystkie kobiety, dzieci i całe bogactwo królestwa; albo, że demon uprowadził królewską armię lub jego okręt, który przez to nie trzyma się swego kursu; albo, że ciemność zawisła nad ziemią, studnie wyschły, powódź, susza lub mróz dotknęły kraj. Dlatego wydaje się nam, że pierwsze spotkanie z Self rzuca na nas przedwcześnie swój mroczny cień albo że „wewnętrzny przyjaciel” przychodzi najpierw jako łowca, żeby schwycić ego bezradnie szamoczące się w swoich własnych sidłach.

W mitach człowiek znajduje jakiś magiczny przedmiot albo talizman, który może uzdrowić i odwrócić nieszczęście od króla albo jego kraju. Zawsze owo coś okazuje się być czymś bardzo wyjątkowym. W jednej bajce będzie to „biały kruk”, w innej „rybka, która nosi w swoich skrzelach złoty pierścień”. Gdzie indziej król będzie potrzebował „wody życia”, „trzech złotych włosów z głowy diabła” albo „kobiecego złotyego warkocza” (a po wszystkim i właścicielki warkocza). Cokolwiek to ma być, rzecz która wypędza zło, jest zawsze unikalna i bardzo trudno ją znaleźć.

Dokładnie tak samo jest na początku kryzysu w życiu człowieka. Szuka on czegoś, czego nie sposób znaleźć albo nic o tym czymś nie wiadomo. W takim właśnie momencie wszelkie prawomyślne i rozsądne rady są kompletnie bezurzyteczne – rady które starają się popędy człowieka uczynić poczytalnymi; wziąć urlop, nie pracować za ciężko (albo pracować ciężej), udzielać się więcej (bądź mniej) towarzysko, znaleźć sobie jakieś hobby. Nic z tego nie pomaga, a wnajlepszym razie pomaga bardzo rzadko. Jedyna rzecz tylko wydaje się działać w takiej sytuacji; obrócić się wprost ku nadchodzącej ciemności bez żadnych uprzedzeń i zupełnie naiwnie, starać się znaleźć jaki jest jej sekretny cel i co owa ciemność od ciebie chce.

Ukrytym celem nadciągającej ciemności jest zazwyczaj coś niezwyczajnego, unikalnego i niespodziewanego. Coś, co z zasady człowiek może odkryć jedynie poprzez rozpoznanie znaczenia snów i fantazji wytryskującej z nieświadomości. Jeśli człowiek skupi na owej nieświadomości swoją uwagę bez pospiesznych założeń i emocjonalnego odrzucenia, często przebija się z niej potok symbolicznych pomocnych obrazów. Jednak nie zawsze. Czasami zdaża się, że na początku oferuje nam całą serię bolesnych uświadomień tego, co jest nie w porządku z nami i z naszą świadomą postawą życiową. Wtedy człowiek musi rozpocząć ów proces od przełknięcia wszelkiego rodzaju gorzkich prawd.

To na razie na tyle, piękny i mądry tekst.


Zbigniew Herbert pozostanie dla mnie na zawsze Mistrzem słowa. Już dawno nie zaglądałem do jego poezji i oto dzisiejszego ranka przypomniał mi się wiersz Dlaczego klasycy. Przypomniał mi się także język łaciński, który uwielbiałem na studiach. Tłumaczenie fragmentów Horacego czy Seneki było jak rozmowa ze starożytnymi mędrcami, jak słuchanie z nieśmiałym zadawaniem pytań, czy aby dobrze zrozumiem tę frazę tekstu. Dziś niestety Łacina pozostaje tylko piękną wzmianką na dyplomie.

Herbert Zbigniew

Dlaczego klasycy

1

w księdze czwartej Wojny Peloponeskiej
Tukidydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy

pośród długich mów wodzów
bitew oblężeń zarazy
gęstej sieci intryg
dyplomatycznych zabiegów
epizod ten jest jak szpilka
w lesie

kolonia ateńska Amfipolis
wpadła w ręce Brazydasa
ponieważ Tukidydes spóźnił się z odsieczą

zapłacił za to rodzinnemu miastu
dozgonnym wygnaniem

exulowie wszystkich czasów
wiedzą jaka to cena

2

generałowie ostatnich wojen
jeśli zdarzy się podobna afera
skomlą na kolanach przed potomnością
zachwalają swoje bohaterstwo
i niewinność

oskarżają podwładnych
zawistnych kolegów
nieprzyjazne wiatry

Tukidydes mówi tylko
że miał siedem okrętów
była zima
i płynął szybko

3

jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą

to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety

środa, 1 grudnia 2010


Zimowy wtorek 1.12.2010.

To zupełnie niesamowite, ale Duszka przypomniała mi właśnie o tym, że za trzy tygodnie i dwa dni mamy Wigilię Bożego Narodzenia. Teraz przemawia to do mnie jeszcze bardziej, bo na dworze niespotykany o tej porze od dwudziestu lat – tak przynajmniej mówią w telewizji – śnieg w Anglii. No więc zima. My korzystamy z uroków urlopu. Siedzimy w cieplutkim mieszkanku. Nadrabiamy zaległości książkowe i filmowe. Przyjemnie spędzamy czas. Moją uwagę od jakiegoś miesiąca absorbuje psychologia. Nie znaczy to wcale, że zaniedbuję astrologię i filozofię. Skądże znowu. Jednak psychologia, ta szczególnie w wydaniu Junga i jego szkoły pociąga. Pisałem już o Jungu. Tym razem kolejny fragment z Approaching the unconscious:

Człowiek czuje się wyobcowany w Kosmosie ponieważ nie jest już z nim żywo związany, ponieważ zagubił on swoją podświadomą identyczność z obiawami, fenomenami natury. Zatraciły one powoli swoje symboliczne implikacje. Grzmot nie jest już dłużej głosem rozgniewanego boga, ani piorun jego mściwym pociskiem. Rzeka nie posiada już swojego ducha, drzewo nie jest już zasadą życia człowieka. Wąż nie jest ucieleśnieniem mądrości, ani górska jaskinia nie jest mieszkaniem wielkiego demona. Żaden głos nie przemawia do człowieka z kamieni, roślin i zwierząt. On też do nich nie przemawia z wiarą, że go usłyszą. Jego związek z naturą przeminął i razem z tym przeminęło jego głęboka energia, która w tym symboliczny związaniu była jemu dostarczana. Najlepiej nie komentować słów Mistrza, więc niech mówią same za siebie. Nie mogłem się oprzeć, żeby do tekstu Junga nie wstawić płótna Davida F. Caspara.