niedziela, 28 listopada 2010


Niedziela 28.11.2010.

Mamy dziś pierwszą niedzielę Adwentu obchodzoną w Kościele Katolickim. Pierwsze czytanie z księgi Izajasza powiada, że po znaku Pana na świętej górze ludzie zwrócą swoje twarze ku światłu Bożemu i miecze przekują na lemiesze. W jednym z komentarzy przeczytałem, że w tę niedzielę, czytania zachęcają wiernych, żeby porzucili myślenie kategoriami doczesności. Pewnie ta zachęta skierowana jest też do mnie. Tylko, że mnie jakoś to wcale nie zachęca. Doczesność jest mi bliska, a jeśli ktoś jeszcze wierzy, że została nam dana przez Boga? Lubię doczesność. Lubię patrzeć na lampiony niesione do kościołą przez dzieci. Lubię kościelnego, który czyści kołnierze ministrantom, a raz w roku pije wódkę na urodzinach proboszcza. Lubię zapach kadzidła przed wystawieniem Najświętrzego Sakramentu. Lubię pijanych górali, którzy za żadne skarby nie opuszczą Pasterki. Lubię gorące bułki z masłem. Kawę i placek drożdżowy. Lubię żłóbek we wiejskich kościołach, gdzie królowie mają obdrapane peleryny. Lubię polskie kolędy. Bóg się rodzi i te wszystkie nasze. I powiem, że lubię tę krzątaninę. Nie umiem żyć inaczej. Nawet Bóg lubił, jak wiadomo z księgi Rodzaju spacerować po ogrodzie, kiedy był łagodny powiew wiatru. Wypieramy się codzienności, bo jest doczesna. Oj jedna wieczna głupota ludzka. Czasem to i zakląć można. Gdzież jest do cholery ta nasza wdzięczność za to, że ten dobry Bóg dał nam tę naszą ludzką doczesność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz