
Nie pamiętam nazw wszystkich ulic, rogów, sklepów
po których biegały moje stopy obute w granatowe trampki
a chciałbym, żeby wszystkie były zapisane w notesie
sklep Na Drugiej Stronie i ten gdzie była Pasmanteria
ale tylko krótko, bo jednego dnia Pan Sprzedawca
zamknął drzwi na kłódkę i nie wrócił.
Sklep na Rogu, tam szedłem po kawę w ziarnkach
w srebrno-zielonej paczce, wchodziło się do środka po trzech schódkach.
No i były kioski, dwa. Na Rycerskiej i na Żółkiewskiego.
Kolejka po gazety na święta. Trzeba było mieć.
Magazyn Gazety Pomorskiej, Kuriera i Dziennika Wieczornego.
Była Piekarnia na Rycerskiej, starsza ode mnie,
pamiętam grubego, starego piekarza, chleb i pączki.
Mój tata znalazł tam kiedyś sznurek w bochenku.
Była też Piekarnia na Żółkiewskiego. Tam był Dobry Chleb.
W Piątek wieczór, po Dobranocce staliśmy ja, Włodek i Rafał, a czasem też Mały Zbyszek
po chleby gorące na Sobotę i Niedzielę
A w Piątki po Dzienniku i Monitorze Rządowym
zawsze pokazywano Film Radziecki.
Później zakazano sprzedarzy nocnej Chleba.
Był SAM gdzie ustawiano się w kolejce po cukier i kawę.
Każdej Soboty chodziłem tam po zakupy
i kiedyś rozbiłem tam butelkę mleka.
No i Rynek Piastowski był przy Kościele i mnóstwo było tam różności.
Krany, stare ubrania, buty nie do pary, warzywa i kłódki
Zabawki sprawne i zepsute, które można było kupić taniej.
Pamiętam niektórych ludzi.
Stara Cyganka i jej półgłuchy pies,
Szalony Nauczyciel z wózkiem na kółkach
wrzeszczący na całe gardło, że rząd go zdradził
i jego żona umalowana jak na bal, nieobecna.
Płacę im dzisiaj setną część wdzięczności,
bo towarzyszyły mi w Drodze wszystkie te Miejsca i Ludzie
ulotni jak moja pamięć, jak plotka w kolejce
po drugą paczkę kawy.