
Żonkile
powoli zbliża się noc
ciemnieją żonkile na parapecie
jakby nikły na wieki
wtulały się w ciepły granat
może oczekują ich tam bardziej jeszcze
jak w domu z którego wyszły na chwilę
wychylić główki pokazać nam płatki złote
niecierpliwie dąsać się na późny mrok
teraz maluję portret twoich żonkili
na płótnie zupełnie grafitowej ciszy
jakbym nie wierzył w zmartwychwstanie kwiatów
chciał je uwięzić w kamieniu słowa
noc już idzie słyszę jak szepta
błogosławi pełne snu dzbany
usta spokojnie pijące z rzeki Lete
i twoje skronie zanużone w żonkilach